Córka, wnuczka, prawnuczka. Wymieniając te trzy słowa, wyjaśniała, kim jest. Ale ten żart Simony Kossak jest bardzo uproszczonym opisem. Pełniejszy obraz może dać w 2024 roku jej filmowa biografia z Sandrą Drzymalską w roli głównej. Kim była ekscentryczna naukowczyni, badaczka przyrody, przyjaciółka zwierząt, która porzuciła krakowskie artystyczne środowisko dla leśniczówki w Białowieży?
Simona Gabriela Kossak urodziła się 30 maja 1943 roku w Krakowie jako druga córka malarza Jerzego Kossaka, ale pierwsza z małżeństwa z Elżbietą Dzięciołowską-Śmiałowską, jego drugą żoną. Jej dziadkiem był inny słynny malarz – Wojciech Kossak, a pradziadkiem jeszcze kolejny – Juliusz Kossak. Siostrami ojca Simony były Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec.
Simona Kossak z tych Kossaków
Nazwisko Kossak zobowiązywało. Od potomków rodu wręcz oczekiwano, że przejmą artystyczne geny, talent malarski lub literacki. Takimi oczekiwaniami obarczona była również Simona, jeszcze zanim przyszła na świat. Kiedy to się stało, rozczarowała rodziców po raz pierwszy. Jerzy Kossak mówił bowiem zakochanej w nim Elżbiecie, że chce, by urodziła syna, czwartego Kossaka. Matka Simony po jej urodzeniu swój żal przelewała na Simonę. W domu nie było miejsca na czułość. Jedyną szansą na wkupienie się w łaski rodziców mógłby być talent artystyczny.
Simonie dawano odczuć, że jest gorsza od starszej Glorii, która z czasem stała się malarką pejzaży. Popołudnia spędzały razem w legendarnej Kossakówce, posiadłości Kossaków w Krakowie, gdzie bywała artystyczna śmietanka tamtych czasów. Dom wypełniały nie tylko dzieła ojca, dziadka i pradziadka sióstr, lecz także zbiory rodowych zastaw, rzeźb, wiekowych mebli, pomiędzy którymi można było dostrzec nawet zbroję samurajską.
Pierwsze przyjaźnie Simona zawiązała dopiero na studiach, kiedy w końcu mogła poczuć namiastkę wolności. W filmie dokumentalnym „Simona” w reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz koleżanki Kossak z młodości wspominają, że w domu była traktowana jak dziewczynka na posyłki – sprzątała, podawała do stołu, usługiwała matce i siostrze. Gloria, jako artystka, mogła pozwolić sobie niemal na wszystko. Gdy urodziła córkę, Joannę, to Simona w dużej mierze pielęgnowała dziecko. Po latach Joanna przyznała, że właśnie Simonę traktowała jak matkę. Bała się Glorii, jej nieobliczalnych pomysłów i rozrywkowego trybu życia. Joannę połączyła z Simoną niezwykle mocna więź, a dzięki tej relacji możemy dowiedzieć się, jak wyglądało życie Simony zarówno w krakowskiej Kossakówce, jak i w Białowieży.
Simona od najmłodszych lat kochała zwierzęta. Razem z ojcem uwielbiała obserwować ptaki. Kiedy tylko w ogrodzie Kossakówki pojawił się nowy okaz, natychmiast szukali go w atlasie i dowiadywali się o nim wszystkiego. W swoim pokoju dziewczynka zorganizowała specjalne miejsce, gdzie opatrywała, leczyła, przywracała do zdrowia ranne ptaki, porzucone przez matki jeże, zagubione myszki. Jednym z jej ulubionych wtedy zwierząt była wiewiórka Florka. Mimo że jej pokój był najbardziej cuchnącym pomieszczeniem w zachwycającej Kossakówce, nikt nie przeszkadzał dziewczynce w zajmowaniu się zwierzętami, które stały się jej przyjaciółmi.
Dzieciństwo Simony Kossak: Czarna owca
Simona podobno całe życie żałowała, że nie ma talentu malarskiego, ale nie dlatego, że nie wpasowała się w rodzinne ramy, lecz dlatego, że była w niej ogromna potrzeba tworzenia. Kiedy przyszedł czas podjęcia decyzji o wyborze kierunku studiów, myślała zarówno o teatrze, jak i o chemii i biologii. Nie była dobra z matematyki i fizyki, co było wówczas wymagane, by zostać przyjętym na Wydział Biologii. W szkole teatralnej nie powiodło jej się na części praktycznej egzaminów, nie udało jej się też dostać na historię sztuki, więc zaczęła studia na filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Szybko zrozumiała, że to nie dla niej. W 1962 roku zatrudniła się w Instytucie Zootechniki w Balicach, a w międzyczasie uczyła się, by jeszcze raz zdawać egzaminy na Wydział Biologii i Nauki o Ziemi. Rozpoczęła wymarzone studia w 1964 roku.
Studia były dla niej wspaniałym czasem. Szczególnie lubiła zoopsychologię, poświęcała jej najwięcej uwagi, wierzyła, że ludzie są w stanie nawiązywać głębokie relacje ze zwierzętami. Wkładała do akwariów mikrofony, zapakowane w prezerwatywy, i nagrywała dźwięki, jakie wydają ryby, porozumiewając się, a pracę magisterską napisała o komunikowaniu się podwodnych stworzeń. Założyła studenckie koło jeździeckie, a wolne chwile spędzała na wędrówkach z kolegami i koleżankami ze studiów po Tatrach i Bieszczadach, gdzie obserwowali dziką przyrodę i robili badania do swoich prac naukowych.
Po studiach, ze świetnymi wynikami na dyplomie i ogromnym zapałem naukowczyni, mogła wybierać pracę. Doradzano jej, by została w Krakowie i tam kontynuowała uniwersytecką karierę. Nieoczekiwanie dla wszystkich, Simona rzuciła pomysł, że rozpocznie badania w Białowieży. Kiedy zapytała o przydział w tamtejszej placówce badawczej, okazało się, że Polski Instytut Naukowy ma wolny etat w Instytucie Badania Ptaków. Nie zastanawiała się długo.
Marzenie młodej Simony: Wyjechać do Białowieży
Do Białowieży udała się z jednym plecakiem w środku srogiej zimy 1971 roku. Jej matka nie była zachwycona tym pomysłem. Białowieża była wówczas małą wioską i nikt z mieszkańców nie miał pokoju ani domu do wynajęcia. Miejsce dla Simony znalazło się w położonej w głębi Puszczy Białowieskiej leśniczówce Dziedzinka, która od pewnego czasu stała pusta. Moment, w którym jechała do tego miejsca, Simona wspominała potem jako magiczne przeżycie. Wieziono ją bryczką, nocą, przy pełni Księżyca, który rozświetlał zasypaną śniegiem drogę. Nagle konie zatrzymały się, a przed nimi na polanie ukazał się potężny żubr. Simona miała wówczas powiedzieć: „Tu albo nigdzie”. Została w Dziedzince na 30 lat.
Dom nie miał prądu ani ogrzewania, ani nawet toalety. To musiała być dla Simony ogromna zmiana po wygodnej Kossakówce. Ale była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Pierwszej zimy, aby się ogrzać, spaliła w piecu pół drewnianego płotu, który dzielił podwórze leśniczówki. Na wiosnę do Dziedzinki wrócił jej pierwszy współlokator, fotograf przyrody Lech Wilczek. Początkowo oboje nie przepadali za sobą. On uważał ją za zarozumiałą, ona jego za gbura. Jednak łączyła ich miłość do zwierząt. Pewnego dnia Lech przyniósł Simonie małego dzika, urodzonego dzień wcześniej, któremu myśliwi zabili matkę. Zaczęli wspólnie wychowywać zwierzę. Aby dłużej nie chodzić do siebie naokoło, fotograf wyciął w jednej ze ścian Dziedzinki dziurę i wstawił drzwi. Jednak przez kolejnych 30 lat, kiedy byli już parą, leśniczówka wciąż dzieliła się na część Simony i część Lecha. Dzięki zdjęciom Lecha Wilczka opowieści o życiu Simony w Białowieży są łatwiejsze do wyobrażenia – bo czy ktoś bez dokumentujących wszystko fotografii byłby w stanie uwierzyć, że spała w łóżku z rysiem, stado saren chodziło za nią krok w krok, dzik Żabka wskakiwał na stół, by zebrać okruszki, a kruk Korasek kradł dla niej złoto?
Simona Kossak: Matka zwierząt w potrzebie
W spokojnej Białowieży Simona szybko stała się lokalną atrakcją. Drobna dziewczyna z rozwianymi warkoczami pędziła przez leśne i wiejskie drogi, piła piwo pod sklepem, włóczyła się godzinami po lesie i zbierała chore albo porzucone zwierzęta. Takiej kobiety w Białowieży nigdy wcześniej nie było. Jedni mówili o niej Czarownica, inni Cyrkówka. Ona sama mówiła, że w końcu jest wolna. Nie mogła być bliżej natury, prowadziła badania, w końcu nie czuła się tą gorszą.
Wieść o tym, że pomaga zwierzętom, szybko się rozniosła po okolicy i Dziedzinka w krótkim czasie zapełniła się zwierzętami, które znoszono do Simony i Lecha. Zaczęło się od dwóch sów. Dzik Żabka przeżył z nimi 18 lat. Była także oślica Hepunia, dwa łosie – Pepsi i Kola, stado saren, mnóstwo ptactwa, lisów, borsuków, kotów, psów. Kruk Korasek terroryzował lokalnych mieszkańców. Atakował ludzi jadących rowerami, kradł dzieciom czapki z głów, a nawet wypłaty pracownikom leśnym i jeśli nie przyniósł ich do Simony, darł je na oczach ograbionych. Do Dziedzinki znosił wszelkie błyskotki i portfele znalezione w trakcie swoich wypraw, a właścicieli tych rzeczy szukała potem Simona. Wyjątkowym zwierzęciem w jej stadzie była rysica Agatka, którą Simona i Lech wychowywali od małego. Spała z nimi, nie odstępowała Simony na krok. Jej siostrzenica wspomina, że przy niej Simona zyskała nowe życie i traktowała zwierzę jak własne dziecko. Kiedy na skutek nieszczęśliwego wypadku rysica zginęła, Simona i Lech byli w rozpaczy. Ta żałoba wywołała poważny kryzys w ich związku.
Profesor Simona Kossak: Badaczka Białowieży
–Powinniśmy przyjąć do wiadomości, że Ziemia nie jest naszą własnością. My jesteśmy współlokatorami na Ziemi i możemy w sposób nie bardzo kosztowny dla nas samych ograniczyć swoje apetyty i pozwolić tym innym istotom żyć – powiedziała Simona Kossak. Jej podejście badawcze wyprzedzało czasy, w których żyła. Mówiła, że zasypuje przepaść między ludźmi a przyrodą. Lech Wilczek nazywał jej działalność misją uczłowieczania człowieka. Skutecznie walczyła z niehumanitarnymi metodami badawczymi, które stosowali inni naukowcy. Dzięki niej wprowadzono metody odłowu zwierząt w sposób jak najmniej szkodliwy dla ich dobrostanu, które później były stosowane w innych częściach Europy.
W 1980 roku za pracę badawczą nad zwyczajami saren Rada Naukowa Instytutu Badawczego Leśnictwa w Warszawie nadała jej stopień naukowy doktora nauk leśnych, z wyróżnieniem. Doktorem habilitowanym została w 1991 roku, a w 2000 otrzymała tytuł naukowy profesora nauk leśnych. Od 2003 roku była kierowniczką w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Lasów Naturalnych w Białowieży, w którym pracowała od 1975 roku. W 2000 roku odebrała z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Złoty Krzyż Zasług w uznaniu za zasługi w dziedzinie nauki i popularyzowania ochrony przyrody.
Nikt tak jak ona nie potrafił snuć gawęd o zwierzętach i przyrodzie, czego dowodem są liczne audycje radiowe, zrealizowane dla Polskiego Radia Białystok. W programie „Dlaczego w trawie piszczy – gawędy Simony Kossak” przybliżała życie Puszczy Białowieskiej i jej mieszkańców. Pozostawiła po sobie liczne publikacje, których nowe wydania zachwycają kolejne pokolenia miłośników przyrody. Pod koniec swojego życia z kamerą godzinami śledziła życie owadów, płazów i ssaków, rejestrowała ich wielogodzinne tańce miłosne.
Cztery śmierci Simony Kossak
Życie Simony Kossak dla wielu osób mogłoby wydawać się niesamowitą historią ucieczki od świata, do którego nie pasowała, na łono natury, które przyjęło ją z otwartymi ramionami. Ale przed traumami nawet Białowieża nie potrafiła jej uchronić. Joanna, siostrzenica Simony, nazwała te najgorsze przeżycia „śmierciami Simony”. Pierwsze miało miejsce w Kossakówce. Wówczas jej starsza siostra Gloria założyła się o skrzynkę wódki z jednym ze swoich przyjaciół z artystycznej śmietanki Krakowa, że ten nie jest w stanie uwieść Simony. Zaloty trwały rok, a mężczyzna posunął się nawet do oświadczyn przed matką dziewczyny. Kiedy następnego dnia w Kossakówce odbywało się kolejne huczne przyjęcie, mężczyzna czule objął Simonę i zapytał przy wszystkich, czy to prawda, że mają za sobą upojną noc. Kiedy z uśmiechem potwierdziła, ten odwrócił się od niej w stronę Glorii, mówiąc, że teraz jest mu dłużna obiecaną skrzynkę. Joanna wspomina, że w tamtym momencie nie do poznania zmieniła się twarz ciotki i ona sama.
Do drugiej śmierci Simony miało dojść w Dziedzince. Odkąd się tam przeprowadziła, co roku odwiedzała ją matka. Pokochała to miejsce. Zwiozła do Dziedzinki część majątku z Kossakówki, z licznymi dziełami, zabytkowymi meblami i zastawami, by czuć się jak u siebie. Simona również miała w swoim nowym domu należące do niej przedmioty z krakowskiej willi, w tym wiekową strzelbę i łóżko po Marii Pawlikowskiej-Janorzewskiej. Dla Elżbiety Lech Wilczek sprowadził nawet pawie. Kiedy jednak matka Simony nagle zachorowała i stało się jasne, że nie spędzi w Dziedzince kolejnego lata, zadzwoniła do córki ze szpitala i poleciła, by wszystkie jej rzeczy zostały przewiezione do Krakowa. Kilka dni później zmarła, a pogrążoną w rozpaczy Simonę trafił kolejny cios – matka wydziedziczyła ją bez żadnego wyjaśnienia. Siostrzenica podejrzewa, że Gloria musiała opowiadać matce zmyślone historie na temat drugiej córki.
Trzecią śmiercią Simony miała być kłótnia z ukochaną siostrzenicą Joanną, kiedy ta miała już dwójkę dzieci, z czego starsza Ida była jej oczkiem w głowie. Historia w okrutny sposób zatoczyła koło i Simona wydziedziczyła Joannę, zapisując cały majątek Idzie.
Simona po ciężkiej chorobie nowotworowej odeszła 15 marca 2007 roku w białostockim szpitalu. Jej grób znajduje się we wsi Poryte.
Sandra Drzymalska zagra Simonę Kossak
Simona Kossak została odkryta szerszej publiczności dopiero po swojej śmierci. W 2020 roku została wydana biografia słynnej biolożki „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak” autorstwa Anny Kamińskiej. Jest to historia słynnej krakowskiej rodziny, opowieść o odrzuceniu, odnalezionej miłości, ale przede wszystkim obraz kobiety, dla której dzika przyroda stała się najbliższym światem.
W 2022 roku premierę miał dokument Natalii Korynckiej-Gruz, w którym o Simonie opowiada jej cioteczna wnuczka Ida Matysek.
Mogłoby się wydawać, że życia Kossak nie sposób zamknąć na kartach książki czy zmieścić w filmowej opowieści. Jej osobowość, historia rodzinna, niebywałe oddanie dzikiej przyrodzie, niekończąca się empatia i witalność nie mogą być łatwe do zobrazowania. A jednak próby są podejmowane.
W 2024 roku do kin wejdzie film „Simona Kossak” w reżyserii Adriana Panka, w którym w tytułową rolę wcieli się Sandra Drzymalska, a jej partnera Lecha Wilczka zagra Jakub Gierszał.